Cisza. Cisza tu w przestrzeni wirtualnej, a w domu wręcz przeciwnie. Wakacje czyli cała gromadka w domu.
Jest wesoło, radośnie, czasem zbyt głośno, a czasem trochę nerwowo. Gonię w piętkę i wiecznie mam tyły (zwłaszcza ze składaniem prania), a pół dnia spędzam w kuchni gotując, piekąc i przetwarzając hurtowe ilości owoców i warzyw. I mimo iż jest bardzo wymagająco to jednak staram się czerpać ile się da i doceniać każdą chwilę tego niezwykłego czasu.
A w wakacje do tej pory:
• Pierworodny był na kolonii zuchowej, pierwszy raz, całe 12 dni (serce mamy tęskniło bardzo). Wrócił brudny, szczęśliwy, z nowymi sprawnościami zuchowymi i... z wszami. Na wspomnienie akcji odwszawiania do tej pory mam gęsią skórkę
• Pojechaliśmy na urlop w dolinę Baryczy. Wzięliśmy ze sobą rowery (sztuk 5). Udało nam się wybrać na jedną, ponad 10 km wycieczkę i tym samym obejrzeć piękny rezerwat olsz. Udało się również zrobić długi spacer wzdłuż stawów Milickich, łapać żaby i uczyć się nazw roślin oraz dyskutować nad tym dlaczego nie zgadzamy się na domową hodowlę ryb i robactwa (jak widać kot dzieciom nie wystarcza). Po tych atrakcjach zaczęło padać. Lać. Intensywnie. Wytrzymaliśmy jeszcze jeden dzień zwiedzając wszelakie pobliskie muzea a potem pokonani przez pogodę wróciliśmy wcześniej do domu. Na szczęście w naszym mieście deszcz nie jest przeszkodą do aktywności: odwiedziliśmy park trampolin, kręgielnie i aquapark (ostatni przysporzył najmłodszemu kataru )
• zrobiliśmy jakieś 70 słoików przetworów wykazując sie współpracą rodzinną i zaangażowaniem (każdy miał swoją robotę, jeden drylował wiśnie, drugi sprzątał kuchnie etc). Przed nami jeszcze ogórki, pomidory i jablka więc pewnie jesteśmy gdzies w połowie.
• zbudowaliśmy (no dobra, zbudowali, chłopcy i mój mąż, ja tylko patrzyłam) jakieś 20 różnych pojazdów z LEGO, kilkanaście domów, lodziarnie oraz fragment skarbca Sknerusa mcKwacza (na cały zabrakło czarnych klocków i jesteśmy teraz regularnie namawiani na dostawę owych).
Przed nami jeszcze:
• Trzydniowa wyprawa starszakow w góry z dziadkami. Kompletnie nieplanowana, spontaniczna, zaproponowana wczoraj (ruszają dziś). Na szczęście pakowanie poszło sprawnie
• 16 dniowe rekolekcje nad morzem na ktorych oprócz pogłębiania relacji z Panem Bogiem, budowania jedności małżeńskiej i bycia z dziećmi mamy mini zadanie bycia animatorami. W związku z tym wieczory spędzamy na przygotowywaniu, robieniu prezentacji i zastanawianiu się jak damy radę (to ja oczywiście) oraz co tam możemy porobić w czasie wolnym (to mój mąż).
Mam nadzieję że wasze wakacje są równie udane a teraz już kończę, gdyż dzieci wołają o obiad, a 2 latek wstał z drzemki i krzyczy żeby go wyciągnąć (muszę się spieszyć, rano się nie spieszyłam i gdy już dotarłam to było za późno. Moje oczy ujrzały połamane łóżeczko i Józia który mówi"Skakałem skakałem i połamałem".
Jest wesoło, radośnie, czasem zbyt głośno, a czasem trochę nerwowo. Gonię w piętkę i wiecznie mam tyły (zwłaszcza ze składaniem prania), a pół dnia spędzam w kuchni gotując, piekąc i przetwarzając hurtowe ilości owoców i warzyw. I mimo iż jest bardzo wymagająco to jednak staram się czerpać ile się da i doceniać każdą chwilę tego niezwykłego czasu.
A w wakacje do tej pory:
• Pierworodny był na kolonii zuchowej, pierwszy raz, całe 12 dni (serce mamy tęskniło bardzo). Wrócił brudny, szczęśliwy, z nowymi sprawnościami zuchowymi i... z wszami. Na wspomnienie akcji odwszawiania do tej pory mam gęsią skórkę
• Pojechaliśmy na urlop w dolinę Baryczy. Wzięliśmy ze sobą rowery (sztuk 5). Udało nam się wybrać na jedną, ponad 10 km wycieczkę i tym samym obejrzeć piękny rezerwat olsz. Udało się również zrobić długi spacer wzdłuż stawów Milickich, łapać żaby i uczyć się nazw roślin oraz dyskutować nad tym dlaczego nie zgadzamy się na domową hodowlę ryb i robactwa (jak widać kot dzieciom nie wystarcza). Po tych atrakcjach zaczęło padać. Lać. Intensywnie. Wytrzymaliśmy jeszcze jeden dzień zwiedzając wszelakie pobliskie muzea a potem pokonani przez pogodę wróciliśmy wcześniej do domu. Na szczęście w naszym mieście deszcz nie jest przeszkodą do aktywności: odwiedziliśmy park trampolin, kręgielnie i aquapark (ostatni przysporzył najmłodszemu kataru )
• zrobiliśmy jakieś 70 słoików przetworów wykazując sie współpracą rodzinną i zaangażowaniem (każdy miał swoją robotę, jeden drylował wiśnie, drugi sprzątał kuchnie etc). Przed nami jeszcze ogórki, pomidory i jablka więc pewnie jesteśmy gdzies w połowie.
• zbudowaliśmy (no dobra, zbudowali, chłopcy i mój mąż, ja tylko patrzyłam) jakieś 20 różnych pojazdów z LEGO, kilkanaście domów, lodziarnie oraz fragment skarbca Sknerusa mcKwacza (na cały zabrakło czarnych klocków i jesteśmy teraz regularnie namawiani na dostawę owych).
Przed nami jeszcze:
• Trzydniowa wyprawa starszakow w góry z dziadkami. Kompletnie nieplanowana, spontaniczna, zaproponowana wczoraj (ruszają dziś). Na szczęście pakowanie poszło sprawnie
• 16 dniowe rekolekcje nad morzem na ktorych oprócz pogłębiania relacji z Panem Bogiem, budowania jedności małżeńskiej i bycia z dziećmi mamy mini zadanie bycia animatorami. W związku z tym wieczory spędzamy na przygotowywaniu, robieniu prezentacji i zastanawianiu się jak damy radę (to ja oczywiście) oraz co tam możemy porobić w czasie wolnym (to mój mąż).
Mam nadzieję że wasze wakacje są równie udane a teraz już kończę, gdyż dzieci wołają o obiad, a 2 latek wstał z drzemki i krzyczy żeby go wyciągnąć (muszę się spieszyć, rano się nie spieszyłam i gdy już dotarłam to było za późno. Moje oczy ujrzały połamane łóżeczko i Józia który mówi"Skakałem skakałem i połamałem".