

Ktoś by powiedział nuda, albo brak sensu. Łatwo się zapędzić w takie myślenie. Co z tego, że pozamiatam po raz kolejny? Co z tego że przewinę, odpowiem na milionowe pytanie, spokojnie przetrwam burzę emocji i płaczu półtora roczniaka? Co dzień to samo. Po co?
A jednak. Każde moje działanie, każda decyzja, każda reakcja to wybór. Wybór między swoim egoizmem, a rezygnacją z siebie dla innych. Wybór między dobrem, a złem. Między pomocą z miłością, a złością i niechęcią. Między wysłuchaniem, a odganianiem się od dziecka jak od natrętnej muchy. Każdy mój uczynek, najmniejszy, zrobiony z Miłością to okazanie Miłości Bogu. To uczynek dla Niego. Moje bycie w domu można przeżyć albo z frustracja albo z pokojem serca i poczuciem sensu. Kiedyś jeden kapłan powiedział mi że to taka "mistyka zamiatania miotłą" i gdy tracę sens oraz siły to przypominam sobie o tej mistyce codzienności.
W życiu nie ma szarości, to my ludzie próbując usprawiedliwić siebie chcemy by te szarości istniały. Ale tak na prawdę jest białe i czarne, dobre i złe. Każdy najmniejszy uczynek może mnie przybliżyć do Boga. Nie muszę być idealną. Wystarczy że będę kochać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz