środa, 14 listopada 2018

O małżeństwie słów kilka.

Temat specjalny. I nie wiem czy nie będzie w odcinkach. Bo ja o małżeństwie mogłabym książkę napisać  
Jesteśmy z moim mężem po ślubie prawie 10 lat. Zaczęliśmy się spotykać mając lat niespełna 16.
Wiem, że dużo osób uważa, że to takie nastoletnie miłostki, ale ja myślę, że to był ogromny dar. Wspólny etap dojrzewania sprawił, że wcześnie mieliśmy poukładane wspólne wartości. Podobnie patrzyliśmy na małżeństwo i rodzinę.
Ślub braliśmy wcześnie, mając lat 20. Dziś nadal uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu.
Mój mąż jest wspaniałym mężczyzną. Dobrym, pracowitym, bardzo inteligentnym i przede wszystkim pokładającym ufność w Bogu. Wierzącym. Uwielbiam z nim rozmawiać na tematy duchowe, dyskutować o sprawach świata. Nasze rozmowy rzadko ograniczają się do przerzucania między sobą informacji "zrób to", "kup tamto" "załatw" "sprzątnij". A wydawać by się mogło że przy 5 dzieci czasu na dysputy i rozmowy zabraknie. Jednak dla nas to jest bardzo ważne, by w codziennym kołowrotku "nie zgubić siebie nawzajem".
Bo (i tu dochodzimy do sedna) mój mąż jest dla mnie najważniejszym człowiekiem na ziemi.
Dlatego wieczory spędzamy wspólnie. Bardzo to lubimy. Kładziemy dzieci, modlimy się, a potem jesteśmy dla siebie. Czasem coś oglądamy, częściej po prostu prowadzimy niekończące się rozmowy.
Razem żyjemy, razem działamy, razem zajmujemy się dziećmi. To razem mocno przejawia się w troskliwości.
Wczoraj dłużej zeszło mi na usypianie Franka. Zeszłam, siadłam do modlitwy. Mój mąż już był po. Wstał, wyrzucił śmieci, rozpakował i zapakował zmywarkę, starł blaty. Nie dlatego, ze nie był zmęczony. Ale dlatego, żebym ja rano nie zaczynała od sprzątania tego całego bałaganu.
Mój mąż troszczy się o mój rozwój. Pyta jak moja relacja z Bogiem. I mówi mi, jeśli zauważa, że pora do spowiedzi. (ja mu też mówię  )
Mój mąż bardzo dużo czasu poświęca naszym synom. Zajmuje się nimi, bawi, usypia, kąpie, robi jedzenie, gra w planszówki, odrabia lekcje. To u nas zupełnie normalne.
Patrzę na niego i myślę sobie, że dobrego ojca wybrałam dla naszych dzieci 
Czy zawsze jest idealnie? nie. Życie nie jest idealne, a my jesteśmy tylko ludźmi. Kłócimy się z rzadka, ale jak już to z piorunami. Ostrymi. Na szczęście nie miewamy cichych dni. Nie chodzimy spać niepogodzeni. "Gniewajcie się, ale nie grzeszcie, niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce." Tego się trzymamy. I choć czasem modlitwę małżeńską zaczynamy lekko nadąsani to kończymy zupełnie zjednoczeni. Bo Bóg w sakramencie małżeństwa zsyła morze łask i zmienia to co wydaje się niemożliwe.
Gdybym miała dać krótką receptę na udane małżeństwo oto ona:
Weź garść miłości, dodaj 5 łyżek zaufania, rozmieszaj wszystko w Łasce Bożej i przypraw sporą dawką humoru.
Nigdy nie zapominaj o tym, że jesteście jednością. Nawet gdy boli. A może właśnie zwłaszcza wtedy 







*Zdjęcie z najlepszego wesela na jakim byliśmy, zwieńczającego najpiękniejszy ślub w jakim mogliśmy być świadkami 

czwartek, 8 listopada 2018

Nieogarnianie.

"wow , ale ogarniasz!"
"ale Ci wychodzi"
"jak Ty dajesz radę? i to tak fantastycznie!"
"podziwiam!"

To tylko przykładowe teksty które słyszę/ czytam na swój temat.
Otóż prostuję. Nie, nie ogarniam. Nie wszystko, nie zawsze.
I.... co wiele osób pewnie zaskoczy... Zdecydowanie pozwalam sobie na to nieogarnianie.
Wielomacierzyństwo nauczyło mnie tego, że nie jestem w stanie mieć wszystkiego pod kontrolą... (ja, pani perfekcyjna...) Zupełnie naturalnie z kolejnymi dziećmi przychodzi świadomość tego co jest ważne, a co nie jest.
Przede mną stoją dwa fotele pełne prania do poskładania. I miska. Też pełna prania.
Stoją i w najbliższym czasie nic się w tej sytuacji nie zmieni. Dwójka dzieci śpi, reszta w placówce, pewnie idealny moment by poskładać te sterty.
Ale ja dziś miałam w nocy 5 pobudek, a ostatecznie zakończyłam spanie o 3.30
I wiem, że mój organizm potrzebuje odpoczynku, oddechu. Zasnąć mi się nie udało, ale w takim razie chociaż siedzę, pije kawę, jem napoleonkę i klepię w klawiaturę (bo chcę, bo lubię, wcale nie bo muszę!).
Co jest więc nieważne?

1. Rzeczy
Punkt najważniejszy. Nie ważne jest czy wszystko jest na swoim miejscu, czy dziecko zapodziało spodnie, czy rajtuzy trafiły do dobrej szafki, czy bidon się nie połamał, czy skarpetki są do pary, czy kurtka na pewno wróciła dziś ze szkoły.
Naprawdę. Rzeczy to TYLKO RZECZY. Mają ułatwiać życie, a nie powodować nerwy. Tego się trzymam.
Kilka anegdotek.
Kiedyś zgubiliśmy klucze od auta. Na szczęście były zapasowe. Minęło pół roku. Zdążyliśmy się przeprowadzić. Któregoś pięknego dnia 2,5 letni Szymon przynosi swojego misia-plecak żeby mu rozpiąć. No to rozpinam. W środku klucze. 

Następna. Robię porządek w rzeczach. Przed przeprowadzka. Szukam sandałka rozmiar 19, Nike, takie super fajne. Nie ma. Z bólem serca po przekopaniu wszystkiego wywalam (na co mi jeden but?). Kilka miesięcy później znajomi którzy odziedziczyli nasze auto piszą czy to nie czasami nasz sandał rozm 19 jest w aucie. (wniosek na przyszłość: nie wywalać pojedynczych butów )

Jakis czas temu Antek lat 7 był na urodzinach u kolegi. Dwa miesiące później mama ów kolegi pyta mnie mmsem czy to nasze spodnie. No nasze jak nic. Ale skąd? Chyba zostały po urodzinach.
Czy mam dodawać że nie zauważyłam że zginęły?

Nabrałam luzu w tym temacie. W naszej rodzinie rzeczy się gubią i znajdują, a mi szkoda zdecydowanie tracić czasu i życia na przejmowanie się nimi.

2. Porządek.
Mówię to ja, ta która lubi jak jest wszystko poukładane. Która codziennie ogarnia zmywarkę, pralkę, odkurzanie.
Jakiś czas temu zauważyłam, że w naszym domu można by sprzątać non stop. I nie dlatego że dzieci nie mają swoich obowiązków. Oni też codziennie coś robią w domu. Po prostu nas jest dużo, więc i bałaganu i ubrań i talerzy również proporcjonalnie więcej.

3. To, że nie wszystko mi się udaje. To, że zawalam.
Że nie o wszystkim pamiętam
Wczoraj dostałam maila: "przypominamy że jutro dzieci mają okazję zaprezentować swojego ulubionego świętego. Proszę nie zapomnieć o przyniesieniu plakatów"
Zrobiłam wielkie oczy... Jakie zaprezentować, jaki plakat? Przeoczyłam gdzieś w natłoku spraw ta informację. Zamiast samobiczowania wydrukowałam dziecku obrazek, ogarnęłam informację o świętym i po południu zasiadłam z Szymkiem do plakatu. Plakat jest bardzo nieidelany. Gdyż Szymek (niespełna 5 lat) chciał pisać sam. I wycinać sam. I Naklejać sam. Ale jest 

W ubiegłym roku zapomnieliśmy o prezentacji wiersza. Wiedziałam, ze będzie, mieliśmy wybrany wiersz i kilkukrotnie przećwiczony. Ale zapomniałam że to JUŻ.
W przedszkolu byliśmy pół h przed czasem i gdy usłyszałam, że inne dzieci ćwiczą wiersze zapaliła mi się lampka. Mówię "Antek... Na dziś chyba był wiersz...."
Antek na chwilę stanął, oczy mu się lekko zaszkliły... więc kontynuuję "mamy pół godziny jeszcze." Antek: ok, to ćwiczymy.
Jasne sytuacja nie była komfortowa, ale Antoś dał radę. Ponoć wiersz powiedział pięknie i bezbłędnie. I myślę, że w przyszłości będzie potrafił odnaleźć się w takiej stresowej sytuacji, działać w ostatniej chwili.

Zdarzyło się również trochę temu, że do domu zapukał pan pocztowy (znaczy furtka została otwarta). Otwieram, a on mówi: to tak, auto ma Pani otwarte, drzwi od auta nie domknięte a w drzwiach do domu są klucze. Dzień dobry.
Cóż. Zapomniałam. Niosłam niemowlaka w foteliku, miałam zbuntowanego dwulatka który płakał akurat w niebo głosy i zakupy.

Dzięki takim sytuacjom mocno uczę się pokory. Wiem, że daleko mi do ideału, że nawalam, że nie wszystko mi się udaje. A jednak, myślę sobie, że to jest wspaniałe narzędzie do walki z pychą. Że jak sobie tak pomyślę "ale jestem fajna, mi to się udaje" to ok. Ale nie chciałabym by kiedykolwiek w mojej głowie pojawiło się zdanie"udaje lepiej niż innym". I nie pojawia. Właśnie dzięki tym chwilom, które jasno pokazują wszystkie moje niedociągnięcia 






Na koniec chciałabym się pochylić nad tym co ważne.
Co najważniejsze. RELACJE!
Pierwsza relacja Ja- Bóg. Czas na modlitwę, czas na msze święta, na rekolekcje. Na rozmowę w ciągu dnia z Tym Który ciągle JEST ze mną.
Następna relacja Ja- Mąż. Bo jeśli ją zawalę to przegrałam. To jest moje główne powołanie. Moja odpowiedzialność.
I potem kolejne Ja- dzieci. 
Ja- rodzina.
Ja-przyjaciele
Ja- znajomi.
Jestem odpowiedzialna za te relacje. I oczywiście, że mogę jako człowiek coś zawalić,ale jednak należy walczyć o ten czas dla innych, o pamięć, o troskę. O rozmowę, o przytulenie, o odpisany sms, o zapytanie drugiej osoby jak się czuje.
Wczoraj Marcin wziął Antosia na gorącą czekoladę sam na sam. Ja czułam się kiepsko. Ale zebrałam się w sobie. Prania nie poskładałam, jednak upiekłam z resztą dzieci domowe ciastka. Ogarnęłam plakat z Szymkiem. Pogadałam z Ignacym, pośmiałam się, pożartowałam, poprzytulałam. I myślę, że w ogólnym rozrachunku bardzo dobrze wykorzystałam dany nam czas 

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...