środa, 3 kwietnia 2019

Eucharystia z dziećmi.

W ubiegłą niedzielę byłam zupełnie sama na mszy. Rzadko mam taką okazję, ale tym razem kolejne gorączki spowodowały, że musieliśmy się podzielić. Tak się złożyło, że trafiłam na mszę dla rodzin z dziećmi. Wiele wysiłku włożyłam by skupić się na ołtarzu, a nie na biegających w te i z powrotem 5-6-7-8 latkach, podjadających chipsy jabłkowe 5 latkach itp. Natchnęło mnie to do napisanie kilku słów o przyprowadzania dzieci do kościoła.




Zacznijmy od początku :)
Kiedy zacząć przychodzić na mszę świętą z dziećmi? Najlepiej od narodzin :) Jezus przecież powiedział "pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie. (...) Do takich bowiem należy Królestwo Boże."
My chodzimy razem z maluchami do kościoła od wyjścia ze szpitala , gdy tylko jest okazja. Oczywiście pod warunkiem , że mama czuje się na siłach :) Nasz najmłodszy urodził się 2.01, a 6.01 był na swojej pierwszej Eucharystii.
Dla nas jest to naturalne. Wracamy do domu i w najbliższą niedzielę/święto idziemy na mszę. Razem.



Jakie mamy sposoby na mszę z dziećmi?
Noworodka/niemowlaka bierzemy w chuście. Dzięki temu jest szansa, że wytrzyma godzinę bez karmienia. Oczywiście takiego maluszka karmimy jeśli jest taka potrzeba. Ale muszę przyznać , że najczęściej przesypia w chuście całą mszę.
Jeśli dziecko regularnie uczestniczy w mszy świętej, to kościół i Eucharystia są dla niego czymś "normalnym".


Na każdym etapie rozwoju pozwalamy w kościele na inne zachowanie. Noworodek/niemowlak ma prawo zjeść mleko gdy jest taka potrzeba. Starszych dzieci nigdy nie karmimy w kościele. Nie bierzemy ze sobą chrupek/chipsów /batoników/przegryzek. Umówmy się: dziecko potrafi wytrzymać godzinę bez jedzenia. Dawanie jedzenia na mszy świętej jest dla mnie brakiem szacunku do tego co się tam dzieje. Dodatkowo dzieci posilające się podczas Eucharystii rozpraszają te, które nie jedzą na mszy świętej ("Mamo a czemu ten chłopiec je czekoladkę? A dlaczego my nie jemy w kościele? a czemu tamta dziewczynka ma lizaka?"). Myślę, że warto o to zawalczyć. Taka postawa niejedzenia pokazuje też, że na Eucharystii dzieje się coś ważnego, podniosłego...
Do kościoła nie bierzemy też zabawek. Wyjątkiem jest gryzak dla kilku miesięczniaka. Maluchowi, który siedzi w wózku i się nudzi wręczamy to co mamy pod ręką np paczkę chusteczek.
Zdarzało nam się brać ze sobą książeczki. Są różne wydania Biblii dla maluchów, są książeczki o mszy świętej do oglądania i te bywały z nami w kościele :). Myślę, że to dobre rozwiązanie dla dzieci na pewnym etapie :) Generalnie staramy się pokazać naszym synom, że Eucharystia nie jest czasem zabawy.


Co więc zrobić by dziecko się nie nudziło?
Przede wszystkim wybieramy taką porę, w jakiej nasze dzieci najlepiej funkcjonują. My zazwyczaj chodzimy wcześnie rano, gdy maluchy są wyspane, mało marudne.
Siadamy blisko ołtarza. Zazwyczaj w pierwszej ławce. Cicho tłumaczymy na ucho co się aktualnie dzieje, zwłaszcza w kluczowych momentach. Czasami udaje nam się rano przed mszą przeczytać Ewangelię w domu i wytłumaczyć. Starszaki często sami czytają przed wyjściem, by potem łatwiej przyswoić treść. Odpowiadamy na zadawane pytania (mistrzem pytań jest aktualnie 5latek :) A co to jest to złote takie? A gdzie mieszka Pan Jezus jak my wyjdziemy z kościoła? Jak Pan Jezus może byc na raz w moim sercu i w chlebie? A jak to się dzieje, że w kielichu jest krew Pana Jezusa? A jak nazywa się to co ksiądz ma na sobie?) . Staramy się przypominać co się dzieje na Eucharystii.
Nie zgadzamy się na bieganie po kościele. Najtrudniej (dla mnie przynajmniej) jest pomiędzy pierwszym a drugim-trzecim rokiem życia. I w tym okresie pozwalamy spacerować blisko nas, raczkować, zwiedzać. Ale tłumimy zapędy do biegania. Pamiętam, że gdy nasz pierworodny miał etap "nie usiedzę w miejscu" to Marcin spacerował z nim z tyłu kościoła i opowiadał stacje drogi krzyżowej :) pokazywał co jest na ścianach. Starał się być w miarę cicho i nie przeszkadzać, a jednocześnie odpowiedzieć na potrzeby dziecka.
Wiele zależy oczywiście od malucha :) Jeden z naszych synów uwielbiał śpiewanie na mszy i włączał się w nie bardzo szybko (miał 2,5 roku jak płynnie mówił i znał znaczną ilość modlitw śpiewanych na pamięć :) ) I w ten sposób potrafił sobie zająć czas.
Nie wymagamy od naszych dzieci , żeby były zawsze cicho jak trusie. Wiemy, że to są dzieci, dla nich godzina w spokoju to długo. Mimo to przekazujemy im szacunek do Eucharystii, tłumaczymy, przypominamy, że tam właśnie dzieje się ogromny cud, przychodzi Bóg by nas nakarmić i pokrzepić własnym ciałem.
Nasza najstarsza dwójka była u wczesnej komunii świętej (jedne miał 7,5 roku, drugi 5,5 ). To też sprawiło, że trochę inaczej przeżywają Eucharystię, bardziej się włączają, więcej rozumieją. Czekają na moment przyjęcia Pana Jezusa.



Wiadomo, że bywają gorsze dni. :) Kilka razy któreś z nas wychodziło z krzyczącym synem, który miał wyjątkowo trudny dzień. Ale właśnie. Gdy dziecko zaczyna krzyczeć po prostu wychodzimy na chwilkę na dwór. Uspakajamy i dopiero wtedy wracamy do środka.
Dla pocieszenia: te trudniejsze dni mijają z wiekiem. Z naszym 7 latkiem i 9 latkiem można swobodnie podyskutować o kazaniu :) Czasami aż zawstydzają mnie tym ile oni zapamiętali...
Całkiem niedawno w naszej parafii był ksiądz, który głosił kazania i zbierał na rozbudowę kościoła. Musze przyznać, ze kazanie miał piękne, poruszające, pełne przykładów z życia.
Chłopcy po powrocie do domu poszli po koperty w których mają grubsze pieniądze, wręczyli mi po 100 zł każdy i ... kazali przelać na budowę tego kościoła. :)
Zasiane ziarno wydaje plony. Potrzeba tylko byśmy o nie odpowiednio dbali :)

A jakie Wy macie sposoby na Eucharystię z dziećmi?

21 komentarzy:

  1. Dziękuję za ten wpis! Mamy dwóch synów, młodszy ma pół roku i do tej pory przesypiał Mszę Świętą, teraz głównie obserwuje świat :) starszy ma 2 lata i jest małym kaskaderem. Nie jest łatwo, czasem działa siedzenie w pierwszej ławce i opowiadanie co się dzieje, ale on zadaje masę pytań, a nie umie szeptać ;p potem przychodzi etap chodzenia i prób biegania, trudno go okiełznać. Do tego śpiewanie, ostatnio na topie jest "sto lat!", ewentualnie modlitwa "Aniele Boży". Także każda Msza u nas jest z przygodami ;) ale nie poddajemy się, każdym modli się jak umie najlepiej :D pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy etap i wiek ma swoje prawa i swoje możliwości :) Ja myślę, że dzieci są dobrymi obserwatorami i im starsze tym lepiej rozumieją co można :) Dużo sił, 2 lata to trudny etap, ale ważny i potrzebny bardzo :) pozdrawiam!

      Usuń
  2. Część, mam dwójkę dzieci 9 i 6. Nawet gdy byli mali nie pozwalałam biegać po kościele, córka była zawsze cichutka, późno zaczęła mówić. Za to syn to tornada ale wystarczyło posadzić go sobie na kolana, wtulal się we mnie i był cichutko . Za to teraz problem jak namówić go do chodzenia do kościoła, niechce. Córka chodzi a syn nie, ale tata też nie chodzi i niewiem jak przekonać syna aby uczestniczył we mszy. Na męża liczyć nie mige.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopcy w tym wieku "chcą być jak tata", tato ma ogromny autorytet. Może warto porozmawiać z jakimś mądrym księdzem o tym? A może zaproponować synowi bycie ministrantem?

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że opowiadasz o jakiejś utopii. Chyba, że ja mam HNB a nie wiedziałam. U mnie było karmienie przez pół mszy, jak podrosla to latanie, picie, jedzenie albo wrzask przez całą mszę. Teraz zimą jej nie zabieramy bo to nie ma sensu. Lada moment rodze bliźniaki i nawet się nie łudzę, że w Wielkanoc pójdę do kościoła na mszę. Musiałabym tam chyba siedzieć goła od pasa w górę... rzucalam się na rozne wyzwania: jak córka miała 2 mc miałam ja w chuscie i grałam w orkiestrze kalwaryjskiej, ale znam też ograniczenia, których nie zamierzam za wszelką cenę pokonywac. Wierzę, że Bóg obdarzajac mnie dziećmi, wiedział na co się pisze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja piszę tylko o swoim doświadczeniu z piątką dzieci. Nigdy nie proponowałam dzieciom jedzenia ani picia w kościele. Jeśli go nie miałam trudno by się go domagały. Od dziesięciu lat macierzyństwa opuscilam może trzy Eucharystię niedzielne (raz rodząc od niedzieli skoro świt, a dwa razy będąc chora).

      Usuń
  4. Po przeczytaniu tego wpisu pomyślałam sobie: "ja też bym tak chciała". Niestety, przyzwyczailiśmy naszego synka, że dostaje jedzenie i bawi się w czasie Mszy. Teraz ma rok i 9 miesięcy, ale wciąż niewiele rozumie, nie mówi tylko jęczy. Jeśli nie dostanie zabawek ani jedzenia, to wytrzyma 3 minuty w wózku, potem 3 minuty spaceru z tatą po kościele i już chce wychodzić (i wcale nie jest tak, że się uspokaja i można z nim wrócić). Całe szczęście, że zbliża się lato i będą włączone głośniki na zewnątrz, ale w zimie jedzenie było jedynym ratunkiem. Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym, jak szczegółowo tłumaczyć takiemu małemu dziecku sens Eucharystii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ten najtrudniejszy dla mnie etap. Z takim maluchem można chodzić dookoła i pokazywac różne obrazy, stacje drogi. My staramy sie żeby trochę wysiedział w wózku, czasem uda się trafić w drzemkę. Jak nie to na kolana/ na ręce. Ew chodzi blisko nas. My szepczemy do ucha, opowiadamy, ze tam jest Pan Jezus, który go bardzo kocha.

      Usuń
  5. Mam takie samo podejście do Eucharystii. Nasze dzieci nigdy nie jadły, nie przynosiły zabawek, nie biegały w kościele. Zawsze siadamy w pierwszej ławce i to bardzo pomaga dzieciom w przeżywaniu tego czasu. Mają 6.5 i 4 lata. Msze dla dzieci omijamy szerokim łukiem, bo chce żeby miały dobre wzorce. I przynosi to wspaniałe owoce!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę. Mam pięciolatkę i dwuletnie bliźnięta. Maluchy dostają herbatniki na czas kazania. Wiem, przyzwyczaiłam. Niestety nie miałam innego pomysłu na to, by inaczej przeżyć ten moment we względnej ciszy. Nawet gdy podczas mszy jesteśmy z mężem oboje, to jest ciężko, ale czasem bywam też sama i wtedy to naprawdę hardcore.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bliźnięta to inny poziom wyzwania! :) Zwłaszcza w tym wieku :)

      Usuń
  7. Też zawsze uważałam, że niektóre zachowania dzieci i rodziców w kościele są niestosowne... dopóki nie urodziło się moje trzecie dziecko. Dopóki był noworodkiem, msze przesypiał lub dostawał pierś dla uspokojenia. Niestety później, krzyczał jak tylko wchodziliśmy do kościoła. Dużym stresem był dla niego tłum ludzi. Krzyczał i ciągnął do drzwi i nic nie pomagało. Musieliśmy się podzielić. Mąż chodził rano, ja z resztą dzieci w południe. Gdy skończył dwa lata, zaczęłam z nim chodzić w święta lub msze w tygodniu. Czasm dostawał chrupkę dla „świętego spokoju”, teraz już nie dostaje. Jest już lepiej, bo nie krzyczy, ale aniołkiem nie jest. Chodzi, czasem tupie lub chce wyjść. Nauczona na własnym przykładzie, nie lubię złotych rad. Każde dziecko jest inne, każda sytuacja jest inna. Moja dwójka starszych była cicha i spokojna w kościele, nigdy nie dostawali nic do jedzenia. Ze zgrozą patrzyłam na jedzące inne dzieci. Teraz zmieniłam zdanie. Są sytuacje i dzieci, gdy nie ma wyjścia i żeby nie przeszkadzać innym w modlitwie trzeba się podzielić lub użyć uciszaczy w kościele.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę że to jak dzieci zachowują się w kościele jest w dużej mierze tym co widzą w nas i na co im pozwalamy. Dziecko nauczone jedzenia jako niemowlę będzie chciało jeść jako starszak i to samo z chodzeniem po kościele. Z Panem Bogiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze to ja już mam dość chodzenia z dziećmi na Mszę. Córka ma prawie 5 lat. Chodzimy z nią do kościoła od czasu jak miała 2 tygodnie. Tydzień w tydzień chodziliśmy. I im była starsza tym było gorzej. Jak miała koło roku to w jednym momencie stała koło mojej nogi a w drugim sciagalam ją z ambony. Dziecko huragan. I teraz wcale nie jest lepiej. Proszę, tłumacze, że tak jest Pan Jezus, że przyszliśmy go odwiedzić i jemu jest smutno jak źle się zachowuje, bo jak ktoś do niej przychodzi i nie chce jej słuchać to też jest jej smutno. I co? I nic. Czasem siedzi spokojnie. Już wydaje mi się że w końcu Msza będzie spokojna, żeby za moment przekonać się że będzie biegać, śmiać się, szukać koleżanek. A najgorsze jest to że mamy 2 letniego syna który jest wpatrzony w siostrę. Ona siedzi to on też. Ona idzie się przejść to on za nią. Ona coś powie to on też. Już nie mam pomysłu na to dziecko. A ogólnie jest to kochane dziecko, z za dużą dawką energii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może książeczki religijne jej brać na mszę? Uczyć pieśni kościelnych, zachęcać do śpiewania/mówienia.

      Usuń
  10. U nas podobnie. Chodzimy z dziećmi do kościoła prawie od początku ich życia. Z córeczką mieliśmy kryzys kiedy uczyła się chodzić. Nikt z nas nic nie miał z mszy bo bardziej zajmowaliśmy się jej niepohamowaną chęcią spacerowania niż tym, co działo się na ołtarzu. Faza jednak minęła i teraz dzieciaki (lat 3 i 2) zachowują się super :) A że kochają książeczki to śpiewniki idą w ruch. Nigdy nie chciałam, żeby dzieci jadły czy bawiły się w kościele z prostego powodu - czym skorupka nasiąknie za młodu... Skoro dziecko przyzwyczajamy do jedzenia czy zabawy podczas mszy to dlaczego potem mamy pretensje, jeżeli nastolatek żuje gumę czy zagląda do telefonu. Dla mnie to proste przełożenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam podobne podejście do mszy z dziećmi jak Ty. Mój syn do trzeciego roku życia był bardzo niesforny dlatego było trudniej i jemu i nam przebrnąć przez mszę, bo często po prostu bywał placzliwy, krzyczał, ale czulam że po prostu  warto walczyć. Nieraz wspominałam do ksiezy z parafii, że taki niegrzeczniuch był na mszy a proszę Pan Bóg go i tak ukształtował pięknie :) Ma 14 lat i jest ministrantem, do tego bardzo aktywnie uczestniczy w przedsięwzięciach parafii . Córka była mniej temperamentna więc grzeczna od początku, było łatwiej :) Zobaczymy jak będzie z trzecim :) Wierzę że doświadczenie bardzo pomoże. Ale też nie jadly, nie bawiły się, jeśli coś do kościoła brały, to pozwalałam maluszkom brać pluszaczka małego żeby oczywiście napewno nie halasowaly, a gdy był płacz czy histeria wychodził ktoś z nas z kościoła. Zgodzę się że te dzieci które są nauczone bycia na Eucharystii one szybko stają się po prostu uczestnikami Eucharystii, dla nich to staje się naturalne i kiedy żyjesz wiara to pięknie się na to patrzy :) Katarzyna

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja córka od urodzenia chodzi na Msze Święte. Od urodzenia było ciężko. Nie spała, nie leżała w wózku, w chuście trzeba było chodzić po całym kościele. Teraz ma 2,5 roku. Podanie tubki sztuk dwie to cisza do kazania. Potem jest ciągłe gadanie, nawoływanie do pójścia do domu. Wyjście na dwór oznacza dla niej koniec Mszy Świętej. Nie wróci już w spokoju. Każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby. Jesli tylko możemy zostawiamy ją z dziadkami na czas Mszy Świętej. Chcieliśmy inaczej, ale nikt z tej Mszy nie korzysta, kiedy trzeba pacyfikować non stop dziecko. Ona do kościoła chodzi chętnie. Nie chętnie wytrzymuje w nim 45 minut. Nigdy nie siedziała w wózku, nie była tym typem cichych, uległych dzieci. Tym bardziej nie siedzi w ławce. Generalizowanie "czym skorupka nasiąknie za młodu" w tekście i komentarzach sprawia mi ogromną przykrość. Nie jest tak do końca. Co innego wyuczone mechanizmy, a co innego temperament dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze mówiąc nie podoba mi się ten post. Sugeruje, że rodzice tych biegających dzieci i tych co jedzą te chipsy jabłkowe sobie nie radzą i źle przygotowują dzieci do uczestniczenia we mszy. A ja myślę, że większość tych rodziców robi już wszystko co możliwe i robi to najlepiej jak umie, aby dziecko było jak najbardziej spokojne. Byłam kiedyś na mszy, gdzie ksiądz przerwał kazanie i powiedział rodzicowi płaczącego dziecka, żeby mu dał cukierka "to dziecko się uspokoi". Pomyślałam sobie wtedy: "Skąd ten ksiądz, który w ogóle nie zna ani dziecka, ani rodzica może miec balde pojęcie po czym to dziecko się uspokoi?". I myślę, że ten rodzić robił wszystko, żeby dziecko się uspokoiło i dawanie mu "dobrych rad" tylko pogarsza sprawę, bo jemu (rodzicu) i tak jest trudno. To tak jak jedziesz w autobusie z płaczącym niemowlakiem w gondoli i słyszysz "Może mu dać smoczka?" od jakieś "życzliwej pani". Tak jakbyś sama na to nie wpadła, że smoczki istnieją.
    Dobre tipy jak nauczyć dziecko skupienia w czasie mszy - ok. Ale bez wytykania i wypominania. Jestem pewna, że jak dziecko rozrabia w czasie mszy to jest to dużo trudniejsze dla rodzica niż dla tych wszystkich w okół, którzy "nie mogą się skupić".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzic który stoi dużo dalej i kompletnie nie reaguje a nawet nie patrzy na to biegające dziecko raczej nie robi wszystkiego by było jak najbardziej spokojne. Warto dziecko uczyć świętości Eucharystii.

      Usuń

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...