poniedziałek, 28 września 2020

Macierzyństwo




Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat.

11 lat mojego macierzyństwa.

Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia, sto lat. Sprzątanie wcześniej i później, pieczenie ciast, galimatias.
Wczoraj, w dniu urodzin Ignacy pojechał z koleżanką z klasy , jej rodzicami i rodzeństwem na całodzienną wycieczkę. A my mieliśmy bardzo intensywną i wypełnioną co do minuty niedzielę. Nie było nawet kiedy zatrzymać się i pomyśleć.
Wieczorem , gdy wszystkie dzieci już spały sprzątałam kuchnie. I przypomniałam sobie długie, wielogodzinne narodziny Ignasia. Jego śliskie i pachnące ciałko tuż po porodzie. Rudą czuprynę , która mnie zaskoczyła i pomarszczone czoło (dokładnie jak u mojego męża). Mnie, młodą, dwudziestoletnią, nieobeznaną z macierzyństwem dziewczynę, która przez 6 h nie wpadła na to żeby przewinąć dziecko (zemdlałam po porodzie, byłam słaba i wykończona). Dobrze, że tatuś okazał się bardziej ogarnięty i zmienił pieluchę ze smółką
🙂. Minęło tyle lat, a pamietam jakby wczoraj te pierwsze dni, pierwsze karmienia, usypiania, bujania na rękach. Nieprzespane noce, poranione sutki, antybiotyk bo wdało się zapalenie. Słodko - gorzki to był czas. Radość z maleństwa, radość z naszej rodziny. Czasem strach, niepewność.
Żyliśmy sobie w drewnianym domku na odludziu, chodziliśmy na długie spacery. Ten czas kojarzy mi się z zapachem jabłek, grubym polarem, paleniem w kominku i nieodłącznym maleństwem na rękach. I te błogie 3 h spokoju , gdy pierwszy raz nieudolnie zawiązałam Ignasia w chustę.
Te 11 lat mnie przemieniło. Minął czas, pojawiły się zmarszczki na twarzy, kilka dodatkowych kilogramów. Doświadczenie i całkiem spora wiedza. Kolejne dzieci miały już przetarty szlak, mniej zestresowaną mamę. Potrzebowałam lat i różnych przeżyć by czerpać z macierzyństwa pełnymi garściami. By mieć spokój i delektować się trwającą chwilą. Oczywiście , że każde kolejne dziecko przynosi ze sobą świeżość, bogactwo i różnorodność. Jednak kolejne etapy rozwoju są już bardziej oczywiste, przyjmowane z luzem i uśmiechem.
I tak nim się dobrze obejrzałam mam w domu nastolatka. Mądrego, odpowiedzialnego, z dużym poczuciem humoru. Trochę roztrzepanego, czasami dyskutującego zbyt długo i zbyt donośnie. A jednak wciąż potrzebującego dużo miłości, troski, bycia razem.
Lubię być mamą. Choć to wymagające i bardzo pochłaniające zajęcie 😉
Dziś wiem, że gdyby nie macierzyństwo nie byłabym tu gdzie jestem. To ono pomogło (i wciąż pomaga) mi dojrzeć. Pokonywać samą siebie. Dawać więcej niż myślałam, że jestem w stanie. To macierzyństwo otworzyło też różne stare rany i uświadomiło co muszę w sobie przepracować. Poukładać na nowo, z miłością do siebie samej i do innych.
Oczywiście, znów, bez wiary, bez Pana Boga i bez mojego męża (który jest najlepszy na świecie, doprawdy!) niewiele bym zdziałała.
Z radością (i ciekawością) wyglądam kolejnego etapu mojego macierzyństwa. Bycie mamą nastolatka jawi mi się jako ogromne wyzwanie. Ale jak to fajnie będzie patrzeć na przemianę chłopca w mężczyznę 🙂


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...