poniedziałek, 8 października 2018

Dzieci z Bullerbyn.


Kilka słów o tym co w naszym XXI wieku, świecie nastawionym na "ja" i "ego" jest mało popularne. O przyjaźni , o wspólnym wychowywaniu, o wiosce.
Temat nasunął mi się gdy dziś przeglądałam zdjęcia z krótkiego rekolekcyjnego wyjazdu, na którym byli również nasi przyjaciele z czwórką własnych dzieci. Znamy się od lat, z nim od czasów nastoletnich, z nią od ich ślubu. Dzieci rodzą się u nas naprzemiennie, wiek mają zbliżony. Odwiedzamy się, pomagamy sobie, wspieramy się. Spędzamy z sobą czasami całą niedzielę ze wspólnym gotowaniem, spacerami i rozmowami, graniem z dziećmi, sprzeczkami i radościami. Łącznie 9 dzieci, a hałas powiedziałabym "jak co dzień, nie mniej, nie więcej". Bo dzieci są razem, bo mają wspólne sprawy , rozmowy , relacje. Bo my jesteśmy razem i bez problemu ktos z nas może sie zająć obowiązkami, gdy inne z nas dzieci dogląda. Dogląda to dobre słowo, one w większości zajmują się same, szczęśliwe z towarzystwa. 
Taka sytuacja. Ich najstarszy jest zaproszony na urodziny naszego pierworodnego. Więc zgarniamy go ze szkoły (tak się składa że chodzą razem). Jest u nas, słucha się (bo ciocia i wujek mają swój jakiś autorytet), bawi, je. Razem zrobią lekcje, razem pograją w piłkę. Przyjeżdża tato odebrać. Pytam czy wejdzie na kawę. Jasne. Ja idę robić kawę, on bierze naszego najmłodszego na ręce, tak zwyczajnie, naturalnie. Bo jest potrzeba. 
Inna sytuacja. Dziś mam być cały dzień sama z dziećmi do nocy. Zawieźć, odebrać, zawieźć na zbiórkę, odebrać... Ciężko. Dzwonią oni: może wam jutro odwieziemy chłopaków po zbiórce? 
Jakie to mało spotykane w dzisiejszym świecie. Wychodzić do kogoś, dbać o niego, troszczyć się, myśleć też o innych, a nie tylko sobie. Jakie to wspaniałe móc liczyć na wsparcie i ... Móc to wsparcie dawać. 
A dzieci? Jak dzieci z Bullerbyn bawią się razem, spiskują razem, czasem się pokłócą, czasem wybuchną śmiechem. 



Zauważamy od jakiegoś czasu że mamy dookoła siebie coraz więcej takich osób. Z którymi robimy razem, podejmujemy wyzwania, ale i cieszymy się sobą. I uwierzcie mi że naprawdę przy takiej wiosce jest łatwiej. 
Poczucie wsparcia od innych jest bezcenne. Dodaje sił i energii do działania. 
Jeszcze jakiś przykład? Inni przyjaciele. Piątka dzieci, dwójką już duża, ba, jedno dorosłe. Wspólny wyjazd, rekolekcje. Czas dla rodziny. To jasne, że my możemy wziąć ich Franka ze sobą. Albo oni mogą wrócić rowerami wcześniej z którymś z naszych dzieci. Był taki dzień na rekolekcjach. Bostonka u najmłodszego, jestem uziemiona. Marcin podejmuje wyzwanie i jedzie z czwórką na plażę. Ledwie ruszył przychodzą oni: może wam wziąć starszaki na plażę? Mówię że poszli z Marcinem , ale jest sam z całą ferajna. "A to mu pomożemy, znajdziemy go."
Tak po prostu.
Bardzo żałuje że w dzisiejszym świecie to jest tak mało popularne. Kiedyś dzieci chowało się razem, a na drugiego człowieka można było polegać w wielu trudach. Dziś każdy sobie. A jakby tak jednak bardziej wspólnie? Wioskowo? Wspierająco? Dobrze mieć dookoła siebie dobrych ludzi. Tak po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...