wtorek, 13 lutego 2018

Piątka dzieci. Wyobrażenie świata a rzeczywistość.

Być mamą piątki dzieci. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to powszechne zjawisko. Większość rodzin składa się z mamy, taty i jednego, maksymalnie dwójki pociech. Wiele osób nie potrafi sobie wyobrazić JAK można funkcjonować z piątką dzieci. Spróbuję więc przedstawić inną perspektywę naszej codzienności, czyli jak to wygląda od środka 

Zacznijmy od tego, że dzieci rosną. Dwulatek w końcu będzie czterolatkiem, a czterolatek ośmiolatkiem. Ciężko nam sięgnąć tak daleko wyobraźnią, ale to jest fakt. Każdy wiek niesie ze sobą inne wymagania i... inne możliwości. Mając piątkę dzieci te starsze mają już pewien wiek. U nas najstarszy ma ponad 8 lat. Potrafi zrobić kanapki, odkurzyć dom, pobujać noworodka na rękach, wyjść sam na rower. Nie potrzebuje pomocy przy ubieraniu, za to potrafi pomóc innym. 6 latek zresztą też ma większość tych umiejętności. Nie asystujemy im np. przy kąpieli. Stawiamy na samodzielność dzieci. Zachęcamy ich do zdobywania nowych umiejętności. Dzięki temu nasze roczniaki jedzą samodzielnie posiłki (tak, zupy i kaszki też  ), a dwulatki potrafią się w miarę samodzielnie ubrać.
Jak to się przekłada na naszą codzienność? Wychodzimy do szkoły i przedszkola. Rzucam hasło: chłopaki ubieramy się. I mam pewność, że dwójka najstarszych będzie w 3 minuty gotowa. A gdy będzie gotowa to chętnie pomoże innym. Czterolatek przyjdzie ,żeby mu zapiąć kurtkę, ew znaleźć rękawiczki/ czapkę. Przyjdzie do mnie, bądź do starszego brata. Ja tak naprawdę muszę w całości ubrać niemowlaka. I teoretycznie półtora rocznego Józinka. Teoretycznie? Tak. Bo mimo, iż nigdy tego chłopcom nie narzucałam, często któryś ze starszaków ubierze Józkowi buty czy kurtkę, zanim ja dojdę do wiatrołapu. Ostatnimi czasy najstarsza dwójka posiadła (nawet nie wiem kiedy...) umiejętność odśnieżania szyb. Nigdy ich o to nie prosiłam. A jednak, nie tylko posiedli tę umiejętność, ale i chętnie z niej korzystają. Lubią to, a mi to faktycznie ułatwia życie i skraca czas potrzebny do wyruszenia w drogę. Wychodzę z domu i zamiast skrobać szyby, wsiadam do auta
 




Dzieliłam się tu na blogu, że jedną z trudniejszych rzeczy jest dla mnie niewyspanie. Pisałam również, że nasze dzieci wstają wcześnie. To wszystko prawda. W weekendy jednak mamy zasadę: rodzice w miarę możliwości dosypiają. Do 6.30, 7.00, czasami 7.30. Dzieci w tym czasie po prostu bawią się ze sobą. Albo szykują niespodziankę dla rodziców: sprzątają zmywarkę, robią śniadanie. (to ich pomysły  ). Ignacy i Antek potrafią ubrać Józia. My często wstajemy już "na gotowe", dzieci są ubrane, śniadanie w toku.. To nie jest tak, że wszystkie dzieci potrzebują ciągle naszej pomocy. Wręcz przeciwnie, potrzebują jej coraz mniej. Zdarza się, że słyszę pytanie: Jak to jest, że wasze dzieci są takie samodzielne? Odpowiedź jest prosta: pozwalamy im na to. Pozwalamy im próbować nowych rzeczy, pozwalamy dwulatkowi pomagać w wypakowaniu zmywarki czy zanoszeniu ubrań na miejsce. Pozwalamy wybierać samodzielnie ubrania. Pozwalamy wychodzić samodzielnie na dwór (w zależności od wieku na ogródek, bądź dalej). Nie prowadzamy dzieci po schodach za rączkę, nie przejmujemy się, że umyta przez nich podłoga nie jest idealnie czysta. Zachęcamy do podejmowania wyzwań. Mamy rozpiskę obowiązków, w której ujęte są nawet te małe dzieci  Staramy się uczyć chłopców odpowiedzialności. A co za tym idzie nie zbierać za nich zabawek, nie sprzątać ich pokoju (mimo, że sami nie zrobią tego idealnie). Owszem, pomagamy, gdy poproszą, ale nie robimy tego za nich. W dłuższej perspektywie bez znaczenia będzie niedomyta wanna, za to bezcenne będzie poczucie odpowiedzialności za miejsce w którym się żyje, poczucie wspólnoty, umiejętność dawania z siebie.
Tak samo jest ze wspólnymi zabawami. Bardzo lubimy spędzać razem czas, jeździć na wycieczki rowerowe, grać w planszówki, czytać czy składać klocki. Ale NIE MUSIMY ciągle zabawiać naszych dzieci. One świetnie bawią się ze sobą. Zawsze znajdzie się jakiś brat do wspólnego harcowania. Ktoś chętnie zagra w Uno, a ktoś inny pokopie piłkę lub pobuduje wieże z lego. Pamiętam taką sytuację. Byłam wtedy w ciąży z czwartym synem, a dwójka starszaków pojechała na cały dzień do dziadków. Zostało z nami jedno dziecko. Jedno BARDZO znudzone dziecko. Co chwilę słyszałamm : "Mamoooooo pobawisz się ze mną? Mamooooo poczytasz? Tatoooooo pobudujesz?". Dzień upłynął nam na wymyślaniu kolejnych atrakcji dla synka. Na co dzień jest inaczej. Na szczęście. Jak przez mgłę pamiętam codzienne zabawy z pierworodnym, asystowanie mu, spędzanie godzin na dywanie obok i podsuwanie wciąż nowych pomysłów.  Teraz mają siebie, możliwość wielu relacji, interakcji.
Często ludzie myślą, że wielodzietność oznacza brak czasu dla siebie i dla współmałżonka. Nie zgodzę się z tym. Rodzina wielodzietna ma inny sposób funkcjonowania. To taka wspólnota, w której wszyscy na miarę swoich możliwości dbają o dobro ogółu. Nie ma tu jednej osoby w centrum, każdy z nas jest ważny, każdy ma własne potrzeby (mama i tato też!), o których staramy się pamiętać. Mój ośmiolatek może liczyć na mnie w kwestii przyszycia do munduru kolejnej sprawności czy pojechania z nim po wymarzone harcerskie spodnie. Ja zaś mogę liczyć na jego pomoc w ponoszeniu brata, gdy np. potrzebuję skorzystać z łazienki. I ta pomoc wypływa z miłości, nie z przymusu. Wielodzietność nie jest wcale trudna. Jest inna. Przekracza wyobrażenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...