piątek, 14 grudnia 2018

Adwent

Mam w ostatnim czasie takie wrażenie, że adwent przecieka mi przez palce. Codzienność pochłania mnie, mnogość obowiązków i zobowiązań zabiera czas i zupełnie nie mam kiedy skupić się na czekaniu. Ostatnie dni to bieg przez płotki i pasmo porażek w moim odczuciu. Bo zabrakło zrozumienia i cierpliwości do któregoś dziecka, bo nie zrobiłam tego co zaplanowałam, bo pierniczki wciąż nie upieczone, bo zmęczenie przesłania mi widoki. Taka się czułam stłamszona. We wnętrzu poczułam jakąś zgryźliwość. I taki nawet wyrzut: że jak to ten adwent taki przeze mnie zaniedbany? I mały żal do Pana Boga, że ciemność na modlitwie też nie ułatwia.
A dziś poszłam pogadać wieczorem do starszaków. Na spokojnie potulić i spędzić chwilę tylko z nimi... Nagle rozmowa zmieniła kierunek ze szkoły i kolegów na życie, śmierć i Pana Boga..

Antoni: Jakbyś umarła mamo to będę prosił Pana Boga żebym po śmierci poszedł od razu do nieba, żeby się z Tobą szybciej spotkać.
Ja: ja też proszę Pana Boga byśmy wszyscy poszli od razu do nieba. Trzeba się starać. Antek: ja się staram. Tylko czasami mi nie wychodzi
Ja: mi też czasami nie wychodzi  a nawet często.
Antek: ale Bóg jest dobry wiesz? On nam wszystko wybacza. Musimy się tylko spowiadać i już..
I tyle w temacie. Bóg dziś przyszedł do mnie w mądrości dziecka 






*Na zdjęciu kwiatek, który dostaliśmy od znajomych. Ponoć nie kwitnie w domowych warunkach. U nas zakwitł. Taki mały cud codzienności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...