niedziela, 2 grudnia 2018

Adwentowy czas.

Adwentowy czas.

Dziś Nowy Rok. Pierwsza niedziela adwentu. Czas na... CZEKANIE. Czekanie na Jezusa.
W ostatnim moim poście położyłam akcent na zaufanie Bogu. Bo wciąż i wciąż wydaje mi się, że to zaufanie nie jest łatwe. Mi go również nadal w wielu kwestiach brakuje. Ciągle na nowo uczę się ufać bardziej i bardziej szukać woli Bożej. Ale prawdą jest, że wiara szlifuje się w trudach, niczym w ogniu. Że to zaufanie nie polega na biernym czekaniu, by Bóg rozwiązał wszystko za mnie. Nie, to zaufanie to robienie po ludzku wszystkiego, co możemy, praca, codzienna walki ze świadomością, że Bóg jest z nami. Że nas wspiera, że możemy się na Nim opierać.
Adwent to dla mnie jeszcze większy wysiłek. Jeszcze silniejsza praca nad sobą. To codzienne wyzwanie i szukanie Boga w codzienności. To zapraszanie Go do mojego życia: do zawożenia dzieci, do gotowania, do zamiatania, do przewijania maluchów, do nocnych pobudek... Każdy mały gest wykonany z miłością to ogromny krok przybliżający mnie do Boga. To sposób na szlifowanie swojego charakteru.
Jestem słabym człowiekiem. Czasem unoszę się gniewem, bywam leniwa, uparta, za dużo mówię, za rzadko milczę i wciąż brakuje mi pokory. Nierzadko marnuję czas zamiast jeszcze rzetelniej zająć się tym co powinnam. Swoim powołaniem. Mężem. Dziećmi. Modlitwą. 
Właśnie dlatego w najbliższych dniach będzie mnie pewnie mniej w internecie , by bardziej być w świecie rzeczywistym.
Zapraszam Was do tego byście adwent przeżyli ze świadomością oczekiwania Jezusa na końcu świata. Do czuwania nie jutro, pojutrze lecz już teraz! 
Konkretnie? Ode mnie tylko dwa punkty.
1. Codzienna modlitwa osobista. Choćby się waliło i paliło, choćby trzeba było przestawić plan dnia, to jednak codziennie, minimum kwadrans.
2. Codziennie zrobienie jednej rzeczy, która będzie "rezygnacją z siebie". Może to być herbata dla małżonka gdy samemu chciałoby się ją dostać pod nos. Ułożenie kolejnej wieży z klocków mimo, iż nie możemy na nie już patrzeć. Ugryzienie się w język gdy może chcemy kogoś obgadać/ ocenić/ powiedzieć coś przykrego... Coś co od nas wymaga....

Idę walczyć  Owocnej walki i dla Was!



*"Wieniec" robiliśmy dzisiaj. Mąż z dwójką strugał deskę, wbijał gwoździe, malował, a potem ozdabialiśmy razem (z akcentem na mnie bo chłopaki uciekły do bajki  ). Prosty, zwyczajny, ale nasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...