niedziela, 12 listopada 2017

Przewrotność.

To była miła, rodzinna niedziela. Wspólna Eucharystia, spacer po parku, plac zabaw, gofry z czekoladą, a na koniec bajka pełnometrażowa, co u nas jest rzadkością. I gdy wieczorem usiedliśmy do kolacji, a ja solennie obiecałam sobie w duchu, że jutro odpoczywam, Szymon zaczął się trząść. Zbladł, zaczął ziewać, chwiać się na krześle. Małżonek stwierdził zmęczenie. Termometr pokazał jednak, że moja intuicja się nie myli- 37.5 stopnia. Tak oto mam na jutro nowe wyzwanie: zawieźć dwójkę do placówek, 12,5 km w jedną stronę, z półtora roczniakiem i czterolatkiem z gorączką. Ale cóż, przeżyliśmy od września dwie ospy, przeżyjemy i to. Muszę tylko trochę intensywniej mówić do brzucha by się tak nie spinał, odpuścił odpoczywanie i wytrzymał jeszcze minimum 3,5 tygodnia do porodu. A skoro dzieci już w łóżkach to idę na modlitwę. Bez zaufania i zawierzenia nie mam szans na pokój serca i siły na jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Macierzyństwo

Wczoraj mój pierworodny skończył 11 lat. 11 lat mojego macierzyństwa. Impreza urodzinowa (głównie dla rodziny) była w sobotę. Tort, życzenia...